sobota, 24 marca 2012

Wychodzenie 1

AB OVO!


   Zdecydowałam się na wychodzenie bardzo spontanicznie, samo się stało, zaczęłam lizać masło, nie mogłam się powstrzymać.


   W czasie głodówki poczułam nieodpartą chęć na jedzenie surowego mięsa. Niesamowita sprawa, wcześniej mnie jakoś do tego bardzo bardzo nie ciągnęło. Postanowiłam pójść za głosem mojego organizmu i zrobić mu dobrze dietą nisko-węglowodanową i wysoko-tłuszczową i wysokobiałkową surową która będzie się opierała na jedzeniu przede wszystkim surowego mięsa, podrobów, ryb, owoców morza, jeśli nie na surowo to będę smażyła wszystko na smalcu, dodawała masła. 

   Nie będę spożywała więcej niż 60 gram przyswajalnych węglowodanów. Odrzuca mnie od cukru totalnie, obrzydza mnie chleb, niszczyciel naszej cywilizacji :P 
   Ziarnem to można krowy karmić nie ludzi. ;)


   JAK WYCHODZĘ

   Zastanawiałam się długo jak wyjść z głodówki. Przecież literatura jest bardzo wegańsko-njuejdżowska i znalazłam tam tylko peany ku marchewce i warzywnemu bulionowi ;)

   Postanowiłam przemyśleć sprawę sama i zaryzykować własny sposób wychodzenia. Zastanawiałam się który produkt spożywczy pochodzenia zwierzęcego jest najmniej ekspansywny, najdelikatniejszy. Bałam się mleka, ok, mogła to być maślanka lub kefir, ale jeszcze czegoś mi w tym brakowało. Nie, nie chciałam mleka, dorosły człowiek nie przyswaja go należycie, szczególnie człowiek z grupą krwi 0 Rh -


   Jest przednówek... zaczynają lęgnąc się ptaki... JAJKO! Żółtko jajka organizm człowieczy przyswaja w kwadrans. Żółtko zawiera całą masę witamin i składników mineralnych, wszystko to co jest potrzebne do życia. Żółtko jest gites! :D

   Ale chciałam poszerzyć paletę składników odżywczych, zakołatało mi to lizane niechcący masło. Widocznie tego mój organizm bardzo potrzebuje.
   
   Pro forma zrobiłam jedną szklankę soku z selera (co by się odkwasić może trochę)

   Podsumowując, mój pierwszy dzień wychodzenia wyglądał tak:
- 4 razy po jednym żółtku w odstępach czasu - roztarte z ciepłą, pokojową łyżeczką masła
- kilka łyżeczek masła lizanych długo i z przyjemnoscią
- szklanka soku z selera rozłożona na 3 szklanki w proporcjach 1/2


   Będe kontrolowała wagę i samopoczucie do świat. 




menzurka:
waga59,9
lewatywa - już nie
samopoczucie - 9/10


piątek, 23 marca 2012

Dzień 21

   Witam! :D

   Właściwie zakończyłam plan A, czyli 21 dniową głodówkę. 
 
   Na dzień dzisiejszy czuję się na siłach przeprowadzenia planu B - głodówka 28-mio dniowa. Bez jednak popadania w jakaś przesadę. Po prostu na dniach jak mi się zachce przerwać niejedzenie to je przerwę i już (chociaż chętnie przetrwam kryzys jeśli nadejdzie).

   Aczkolwiek chętnie jeszcze pobędę na tej oszczędnej diecie ;) Bo zgubiłam kartę do bankomatu, nowa przyjdzie w przyszłym tygodniu - i tak nie mam za co kupić jedzenia! :P


   Czekam i czeka na kryzys związany z drugim przełomem kwasicznym ale żadne złe samopoczucie nie nadchodzi. Drugi przełom kwasiczny miał pojawić się między dniem siedemnastym a dwudziestym pierwszym. Może podejmę się spędzenia tego ostatniego tygodnia na urynie - ponoć picie porannego moczu przyspiesza nadejście przełomu kwasicznego. Czemu by nie, zobaczę jutro. Głodówka otwiera na nowe doświadczenia ekstremalne. 


   Jest mi słabo ale w taki specyficzny sposób. Nie męczę się bardzo, nie dostaję zadyszki. Za to czasami po prostu mięśnie odmawiają posłuszeństwa, za to kardio pozostaje niewzruszone, nie przyspiesza mi puls. Myślę, że to taki oszczędny tryb organizmu. Do tego mam wrażenie, że wszystko robię wolniej: ruszam się jak mucha w smole. Jestem stateczna i cierpliwa, chociaż zdarzało mi się na dniach bardziej zirytować - możliwe, że to kwestia hormonów bo okres nadchodzi wielkimi krokami. ;)


   Dzisiaj nie zrobiłam lewatywy. I nic mi się nie stało. Chciałam wywołać jakiś kryzys, ten ostatni, ostatnią kwasicę podczas mojej głodówki, ale kurczę, nie ma różnicy chyba już teraz czy codziennie lewatywa czy co drugi dzień, syfu pewnie jest we mnie stosunkowo mało. Tylko tyle co wątroba i woreczek żółciowy wyprodukują spływa po jelitach. 
   Z resztą zapach lewatywy, jeśli mogę tak opisowo, w ostatnich dniach jest taki specyficzny. Bez kupowego smrodu. Nie wiem do czego porównać ten zapach - jest jakiś taki archaiczny, jak wspomnienie z życia prenatalnego. :D Może jak kaszka manna? Przypalone mleko? :D Szukam skojarzenia po prostu...


   Jedyna rzecz z którą się męczę to natrętne myśli o jedzeniu. No tak już chce mi się jeść, przede wszystkim surowe mięso, że język trzęsie mi się na samą myśl jak wygłodniałemu psu na widok kiełbasy. Naprawdę, czuję fizyczne drgania języka kiedy oglądam zdjęcia mięsa. Ależ budzą się we mnie atawistyczne instynkta!!! :D





WYcHODZENIE

   Zastanawiam się jak wyjść. Ciągnie mnie do diety mięsnej i tłustej z ograniczeniem węglowodanów. W takiej sytuacji wyjście na warzywkach uważam za gupie. Zastanowiłam się co by jadł człek pierwotny tutaj w naszych geograficznych warunkach. Przednówek, nic nie rośnie, zwierzątek aż żal zabijać wygłodniałych po zimie. Co by pierwsze taki człek pierwotny sobie rzucił na ząb?


Jajko! Niektóre ptaszki zaczynają już okres lęgowy!


   Do tego korzonki, kiełki, pączki drzew. Znalazłam fajny artykuł i jedzeniu pączków z drzew wiosennie. W jajku jest za to wszystko czego potrzeba do życia. Spróbuję na surowo, najwyżej się porzygam. Z korzonków wybieram pietruszkę i seler z bazarku. Marchewka dla mnie za słodka, burak też. Reszta warzyw nie ma jeszcze racji bytu tutaj.


   Oczywiscie nie wyczytałam tego w literaturze, więc nie polecam inspiracji, piszę to raczej po to, żeby uzyskać głos krytyczny, zależy mi na takim. 


menzurka
waga: 60,1
lewatywa zero!
wypite: 1l
samopoczucie: 8/10

poniedziałek, 19 marca 2012

Dzień 17

   Witam po przerwie, niestety nie miałam wygodnego dostępu do komputera. 

   Od pięciu dni czuję się wyśmienicie. Głowa nie boli mnie ani ani. Na wspomnienie tamtych bólów aż mi się niedobrze robi, były naprawdę mocne. Teraz to wszystko przeszło, miewam momenty wręcz euforycznej radości.




   W czasie głodówki mogą pojawić się pewne bóle które świadczą, jak twierdzą specjaliści, o oczyszczaniu się z niedoleczonych chorób. 

   U mnie po pierwsze był to ból głowy w pierwszym tygodniu. Kilka lat temu miewałam okrutne migreny. Lekarze diagnozowali migrenę, spięcia w karku (od grania na skrzypcach), chroniczne zapalenie zatok albo pozrastane zatoki po jakimś ostrym zapaleniu o którym nawet nie miałam pojęcia. Możliwe, że to mi się leczy, czyści w ten właśnie sposób. 

   Tydzień temu zaczęło boleć mnie w lewym boku pod żebrami, zastanawiam się czy to nie trzustka odzywa się po moich alkoholowych wybrykach, które potrafiły trwać naprawdę długo.

   Od około 10 do 15 dnia miałam od czasu do czasu kłucie w cewce moczowej. Faktycznie, kilka razy w życiu miałam coś w rodzaju zapalenia pęcherza albo cewki, nie wiem, bo nie latałam z tym do lekarzy, furagin i już. Możliwe, że również się to to czyści. Albo może to piasek z nerek czy skądstam. :)

   Wczoraj pobolewało mnie podbrzusze jak przed dniem babskim chociaż to jeszcze ho hoo nie czas. Też wydaje mi się, że coś jest na rzeczy z oczyszczaniem tych miejsc.






   Waga spada, mieszczę się w ciuchy sprzed 6 lat (znajduję bilety i rachunki w kieszeniach stare) i to jest po prostu cud, niemożliwość, totalna zmiana. 





   Myślę o jedzeniu. Prawdę mówiąc dzisiaj rano burczało mi w brzuchu pierwszy raz tak bardzo podczas tej głodówki.  Czytam przepisy. 

   Dzisiaj śniło mi się mięso, wędliny, święta z suto zastawionym stołem a ja bałam się bardzo bo byłam podczas wychodzenia. Śniło mi się również, że połamały mi się wszystkie zęby i musiałam podczas rozmowy z kimś ukradkiem je wypluć. Zbliża się nów, będzie się jeszcze śniło!




Jest dobrze.


menzurka
waga: 61,1
wypite:
lewatywa:
samopoczucie: 8/10

środa, 14 marca 2012

Dzień 12

    Dzisiaj nie boli mnie głowa!



   Trochę się obawiam. Burczy mi w brzuchu. Poburkiwało mi tak naprawdę od początku codziennie, ale dzisiaj może trochę bardziej? Piję zioła (generalnie nie powinno się, przypominam, to na moją odpowiedzialność) na te przeklęte uszy. Niestety nic nie działa. Nie wiem, czy one mi trawienia nie pobudzają. Prawdę mówiąc nie bardzo w to wierzę, żeby mi się trawienie przez zioła ruszyło bo mam naprawdę sporo siły i energii. Przy głodzeniu się pewnie bym była jak dętka. Podejżewam, że nadal to jest pełnowartościowa głodówka.

   Przeglądam tomy Małachowa, o ziołach nic a nic. Ale kurczę, skoro Małachow poleca głodówkę na moczu - tak zwany post urynowy - i to nie przeszkadza w odżywianiu endogennym i nie pobudza procesów trawiennych, to czy napar z ziół, który ma zdecydowanie mniej składników organicznych w składzie mógłby tutaj zaszkodzić? Chyba się uspokoiłam moją dedukcją. :)

   Tym bardziej, że bólu głowy dzisiaj nie ma! A ciśnienie i pogoda niby takie nieogłowione. To jest olbrzymi plus. :)


   Dzisiaj wyjeżdżam, wracam za trzy dni, dlatego menzurka skrócona.




menzurka
waga - 62,8
lewatywa - raz!
samopoczucie - 7/10

wtorek, 13 marca 2012

Dzień 11



   Samopoczucie o dziwo dobre! Głowa już tak nie boli! Określiłabym moje samopoczucie na jakieś 7/10. Naprawdę nie jest źle aczkolwiek uszy zatkane dlatego jadę po zioła i świeczki do uszu. Wiem, że to strasznie pachnie medycyną "nadnaturalną" ;) ale cóż mam zrobić?

   W porannej lewatywie naprawdę całkiem sporo treści. Ciekawa jestem skąd ona się tam mieści? :P Doktor medycyny G.A. Wójtowicz pisze w swojej broszurze  Ulecz sam siebie, że nawet przy bardzo długotrwałych głodówkach, trwających nawet do siedemdziesięciu dni nie da się oczyścić układu trawiennego do końca. Nie da się uniknąć treści.




   Popołudniem czułam się generalnie dobrze jak na ostatnie dni. Głowa zaczęła pobolewać około godziny 15, troszeczkę mnie to wymęczyło, ale dało się znieść. Teraz oczywiście jestem już po saunie, w saunie zawsze wszystko przechodzi (oprócz zatkanych uszu) i po niej tak naprawdę budzę się do życia.

   Dzisiaj zrobiłam tour po warszawskich zielarniach. Znalazłam jedną cudną na Hożej a na Placu Konstytucji odwiedziłam sklep medyczno-zielarski w którym jest tak naprawdę do wyboru do koloru wszystkiego: począwszy od ziół, przez syropki i suplementy, olejki eteryczne, po jakieś sprzęty njuejdżowskie. ;) Na Hożej kupiłam ziółka na rozluźnienie wydzieliny ropnej w górnych drogach oddechowych (bluszczyk kurdybanek - boże, spraw, żeby mi to ziółeczko czem prędzej odetkało moje uszy!!!). Na Placu Konstytucji zakupiłam świeczki do świecowania uszu. Wiem, że to jest lekka przesada na głodówce, mam nadzieję, że picie zioła nie wpłynie strasznie negatywnie na głodowanie. :(


   Nieświadomie zupełnie znalazłam się przy Hali Mirowskiej. Nigdy nie wchodziłam do środka. Co mnie tam przyciągnęło? Ciekawosć? Tak naprawdę szukałam widoku surowego mięsa....
Weszłam na górę: Tania Książka. Jak wół przed moimi oczami z półki wyrosły trzy różne tomy Małachowa! Nie szukałam ich, same się pojawiły!

G.P. Małachow:
-Lecznicza głodówka
-Oczyszczanie organizmu
-Biorytmologia i urynoterapia 

Wszystkie trzy od razu stały się moją własnością ale przyznam szczerze, że najbardziej interesuje mnie pierwsza pozycja. Dwie następne... no cóż. Wydumane? Przesadzone? Ok, nie wiem, jeszcze nie przeczytałam, wypowiem się po lekturze. Może po prostu mnie to nie interesuje. :)

Z księgarni udałam się na stoiska mięsne... Kto mi odpowie skąd u mnie taki ciąg na mięso? Natrętne myśli z nim związane? Marzę o tym, żeby wgryźć się zębami w cielęcą wątrobę.... ups! Koniec z tym opisem, nie chcę urazić niczyich odczuć estetycznych. Jest to albowiem blog o głodówce! Ale mój pęd do mięsa pojawił się dopiero kiedy zaczęłam głodować. To też jest istotne dla przebiegu głodówki. Bardzo, bardzo mnie to ciekawi!


menzurka
waga - 63,1
wypite - 2l
lewatywa - raz!
samopoczucie - 6/10

poniedziałek, 12 marca 2012

Dzień 10

Krótko bo ograniczony czas przy komputerze.

   Głowa boli strasznie. Od ok, godziny 12 do wieczora a konkretnie do wysaunowania się. Podejrzewam, że to kwestia słabego krążenia które sauna dopiero pobudza. Bardzo się męczę. Popatrzyłam wstecz na wszystkie dni głodówki i uznałam, że tak!, bardzo się męczę. Nie z głodem tylko z niemocą, z bólem ucha, głowy, z niesłyszeniem... Ale walczyć będę!


   Uszy się nie odetkały - dlaczego? Ponoć głodówka jest świetnym remedium na takie choroby jak nieżyt górnych dróg oddechowych. Ponoć podczas choroby takiej świetnie zacząć głodówkę i to jest leczące. A u mnie? Dlaczego nie działa? Cały czas, od czterech dni, mam nadzieję, że to jest dzień przełomu kwasicznego i że jutro będzie lepiej... Jutro jest ostatnia szansa chyba aby poczuć się lepiej. Jeśli się nie polepszy będę zmuszona pić zioła na rozluźnienie flegmy czy jak to się tam nazywa. Cos w rodzaju flegaminy tylko 100 procent liści ziółkowych :). Pewnie nie rozhajcuje mi to układu trawiennego. Miejmy nadzieję, że nie... :)


menzurka
waga - 63,8
wypite - 1,5l
lewatywa raz!
samopoczucie - 3,5/10

niedziela, 11 marca 2012

Dzień 9

   Rano euforia i świetne samopoczucie - popołudniu totalny ból głowy - po saunie przeszło i teraz dogorywam sobie już spokojnie. Uszy zatkane.

   Mam olbrzymią ochotę na spacery podmiejskie. Unikam ludzi. Mam jasne myśli z ciągłym poczucia odrealnienia.

   Chudnę. Widzę, że moja twarz nabiera ostrych rysów, oczy mi się powiększyły, wkładam spodnie o rozmiar mniejsze, szczególnie na udach spodnie luźniejsze. Tkanka tłuszczowa nie chce się ruszyć z brzucha tak bardzo jak z innych miejsc. Ale to tylko takie po omacku dywagacje albowiem nie prowadzę żadnych pomiarów metrem krawieckim, nie lubię tego. Mam jeszcze małą nadwagę. O zmianach w tkance tłuszczowej piszę tylko orientacyjnie dla osób które to interesuje. Nie jest głównym zamiarem tej głodówki stracenie jak największej ilości kilogramów. Bardzo lubię jeść, jedzenie jest dla mnie wspaniała rzeczą, jedną z najważniejszych w życiu, to cudowna afirmacja życia!

   Czytam przepisy jak szalona! :D Dzisiaj na pierwszym miejscu humus i falafel. Cały czas rozmyślam nad rozpoczęciem jedzenia surowego mięsa jakiś czas oczywiście po wyjściu z głodówki. Mam natrętne myśli na temat surowego mięsa. Owszem, próbowałam surowe mięso w życiu z ciekawości kilka razy, bardzo lubię wschodnie sało ale nie myślałam nigdy o tym tak na poważnie. Myślę, że podczas tej głodówki mój organizm podpowiada mi co jest dobre. Tak myślę. I nie mogę się doczekać tatara


menzurka
waga - 64,2
wypite - 1,5l
lewatywa - 2 razy
samopoczucie - 3/10


sobota, 10 marca 2012

Dzień 6, 7 i 8

Ledwo przeżyłam eskapadę koncertową do Trójmiasta. Głowa pękała, musiałam dźwigać bagaże, z zatkanymi uszami śpiewanie raczej nie jest przyjemne.

Ale.

Byłam sobie na plaży, poszłam na molo za darmo ponieważ jest po za sezonem. Morze, wiatr, woda, głodówka, samotność. To mi dało bardzo wiele satysfakcji. Czuję, że się oczyszczam w różnych aspektach. Jestem trochę bardziej cierpliwa, nie ulegam tak bardzo podnietom, z ludźmi rozmawiam statecznie, od znajomych, których nie widziałam kilka miesięcy dowiedziałam się, że "jakoś tak wydoroślałam". ;)

Koncertowanie wiąże się najczęściej z imprezowaniem do rana. Tak było i tym razem. I jak że jak się cieszę z mojej asertywności! Odmawiałam sutym stołom, piwom i pizzom podsuwanym mi pod nozdrza... ała... (Wszyscy ostatnie wszędzie coś jedzą, zauważam). Oczywiście jak zwykle prawie cały czas w knajpie stałam przy barze ale znalazłam sobie sposób. Gadka do barmana wyglądała następująco: 
- Czy mogę mieć bardzo kontrowersyjne zamówienie? Poproszę podwójny wrzątek bez lodu i bez cytryny w kuflu od piwa 
- Ha ha ha ha! Proszę bardzo, nie musisz płacić, to nasza woda ha ha ha! - odpowiadał zazwyczaj barman.
- Jeszcze raz to samo poproszę! - za jakiś czas ponawiam prośbę. 
I w taki oto sposób mniej więcej wypijałam około pięciu, może sześciu "browarów" na wieczór, co daje jakieś dwa i pół, trzy litry płynu ciepłego czystego wodnego. Nieźle. 



Woda ma niesamowicie różne smaki! Różnica smaku między rożnymi markami wody źródlanej jest  tak diametralna dla mnie od trzech dni... Zawsze miałam w poważaniu wody mineralne, uważałam to za marketingowy chwyt i snułam teorie spiskowe (z resztą nadal tak jest)! Ale teraz mam marki faworytki i marki wody, których nie da się po prostu pić. Woda z kranu przegotowana plasuje się mniej więcej tak 3/10. Co oznacza, że piłam przez ostatnie dni dwie wody butelkowane które smakują naprawdę gorzej niż kranówka. Z resztą jedna z nich to powszechnie znana marka. Woda jest super, staję się fanką wody! :)


Generalnie jestem bardzo zmęczona. Od dwóch dni uszy lepiej, nie bolą, trochę się odetkały co nie oznacza, że odetkały się zupełnie. Albo może mój mózg przyzwyczaił się do takiego stanu zmienił swoją percepcję...? To by była ta pesymistyczna wersja. 

Łapią mnie ataki bólu głowy. Ogólnopodczaszkowe wszechobecne pulsowanie, szczególnie przy zmianie pozycji wstawanie - siadanie i odwrotnie. To może być kwestia po pierwsze niskiego w tych dniach cisnienia i mojego i atmosferycznego, po drugie może jeszcze tych nieszczęsnych zatok i po trzecie - kiedyś miałam bardzo ciężkie bóle głowy, w czasach kiedy najadałam się dużo stresów. Ostatnio one przeszły ale możliwe, że teraz, kiedy pewnie zbliża się lub już nastąpił pierwszy przełom kwasiczny to się zaczyna odzywać i się leczy. ciekawe co będzie w dniu dwudziestym pierwszym...?



Imprezy trwały do białego rana. Uważam, że na głodówce można naprawdę wiele energii z siebie wykrzesać!


Aaaa, lewatywa może nie treściwa w pełnym tego słowa znaczeniu ale z ciemnymi farfoclami. :)




menzurka (dzień 8)
waga: 64,8
wypite: 2,5l
lewatywa raz!
samopoczucie: 5,5/10

środa, 7 marca 2012

dzień 5

Samopoczucie średnie, dużo sprzątam, a nigdy nie grzeszyłam takimi czynnościami.

Bardzo boli mnie ucho. Kiedy to przejdzie? Bo już nie wytrzymuję, naprawdę, uwierzcie, nie jest dobrze. Wydawało mi się, że głodówka to jest świetny pomysł na wyleczenie takiego g... :/
Jutro muszę śpiewać sama samiuteńka recital! Siłę mam, głos mam, tylko nie słyszę co śpiewam, naprawdę to jest okropne. Te przebicia... nie wytrzymam jeśli jutro rano obudzę się w takim stanie. :(

Jest mi trochę chłodno.





menzurka
waga: 66,1
wypite: 2l
lewatywa: dwa razy
samopoczucie: 5/10



*Jutro wyjeżdżam na weekend, naskrobię coś w niedzielę dopiero.  

wtorek, 6 marca 2012

Dzień 4

Woda jest ładna. Postanowiłam cieszyć się jej widokami. 


   Dzisiaj wstałam w euforii, cieszę się dniem, jedno ucho się odetkało to drugie pewnie też może, inhalacje na zatoki pomogły jak ręką odjął. Czuję się po prostu dobrze. Niesamowite jest to, że muszę sobie radzić z bólem nie idąc na łatwiznę zażywając tabletkę przeciwbólową, a w sposób naturalny, dobry dla ciała. I fakt, że takie sposoby działają i można się leczyć inaczej niż za pomocą apteki napawa mnie radością!
  No, ok, poczucie odrealnienia pozostało ale to przez to jedno malkontenckie ucho co Jeszcze zatkenem pozostaje! :)


   Dzisiaj, w południe, zanim jeszcze zdążyłam uczynić lewatywę, mój przewód pokarmowy doświadczył samooczyszczenia, niewielkiego, ale jednak. W zielonkawym kolorze (no muszę takie rzeczy pisać O_O)! A treścią mieszaną. Lewatywa przyniosła podobne efekty. Czuję, że coś się ruszyło, czuję, że to działa, czuję się dobrze! [Śnieg pada za oknem proszę państwa, prawdziwy marzec!]


Woda mnie kręci. 
Woda może być ciepła, letnia lub zimna. 
Wodę można pić wartko lub powoli. 
Woda może przebywać w przeźroczystym lub ciemnym naczyniu. 
Jest ciekawa, jest wiele możliwości. Będę ją od czasu do czasu fotografowała. W różnych postaciach i kontekstach. 


   Wieczór. Nie chce mi się jeść. Nie myślę o tym, żeby sięgnąć po cokolwiek do jedzenia, nie chodzą za mną potrawy, nie ścigają mnie zapachy (bo mam zatkany nos?). Już teraz nie będzie trudno. Teraz to można to ciągnąć. Tylko, żeby te zatoki i te uszy przeszły...

   Nie czuję się osłabiona. W saunie wytrzymuję jakoś tak bezproblemowo całą klepsydrę a pocę się jak facet. :D

Jest dobrze!





menzurka
waga: 66,9
lewatywa: raz!
wypite: 1,5l
samopoczucie: 7/10

poniedziałek, 5 marca 2012

Dzień 3



     To się dzieje! Sny o jedzeniu się pojawiły już teraz. Robiłam różne rzeczy we śnie ale jedną stalą było to, że nosiłam se sobą woreczek z wafelkami. Potem byłam w sklepie spożywczym i stałam w bardzo długiej kolejce oglądając po drodze półki z produktami. I nagle ten wyrzut sumienia: głodówka zaprzepaszczona!
Widzę, że większość głodujących tak ma. Lubię mieć ciekawe sny. 

Waga nie spada tak szybko jak większości osób na głodówce. Dzisiaj rano 67,3, więc strata z wczoraj to pół kilo, jak na trzeci dzień to mało. Ale to kwestia tego, że sól odstawiłam już tydzień przed głodówką i wtedy zrzuciło się około dwóch worków wody.Ale to właściwie nie takie istotne.

Chcę, żeby odetkało mi się ucho. Bolą mnie też dzisiaj zatoki. Może i to nie był dobry pomysł z zaczynaniem głodówki podczas końcówki choroby. Sama nie wiem. Ale przecież głodówka jest również mocno zalecana właśnie przy zwalczaniu wszelkiego typu przeziębień. Więc nie wiem o co chodzi. Myślę, że głód zeżre mi to choróbsko w najbliższym czasie, jednak męczę się z bólem i nie mogę go załagodzić.  


Nadal mam poczucie odrealnienia. Właściwie nie wiem dlaczego. Ucho? Zatoki? Głód? A przecież umysł miał być jasny, świeży, lotny...! Może to chwilowy szok z powodu zaprzestania dostarczania cukru do mózgu. Najpewniej tak. W każdym razie powstał jakiś kryzys i nie czuję się świetnie.



Około 18 już  tak mnie zaczęły boleć zatoki i cała głowa, że zrobiłam sobie inhalacje, stałam nad półgotującym się garem z osoloną wodą z pół godziny. Ale niewiele to pomogło. Chyba dość ryzykownie poleciałam na saunę, tak mi czerep rozsadzało. I co? Postanowiłam siedzieć na samej górze i zaciąga sie gorącym powietrzem. Pomyślałam: albo umrę albo mi to pomoże. I nawet pomogło. Teraz już tylko ćmi

Już teraz po północy. Ssie mnie w brzuchu ha ha!







menzurka
waga: 67,3
wypite: ponad 2l
lewatywa: raz! raz! czyli dwa! :)
samopoczucie: 4/10

niedziela, 4 marca 2012

Dzień 2

No ssało ssało z głodu, nie am co ukrywać. Mi trochę słabo ale ssało mocno! ;)

Towarzyszy mi również cały dzień uczucie mdłości. To jest oczywiście do wytrzymania, ale zastanawiające to jest. Chociaż dzisiaj już nie myślę o jedzeniu. Nie tak konkretnie. Już mi śledziki nie pluskają przed oczyma, już nie mam ochoty na surową łanię z lasu.

Siedziałam większość dnia w domu, a słońce ładnie świeciło za oknem. Nie bardzo miałam ochotę wystawiać zatkane jeszcze, lekko ćmiące bólem, pochorobowe ucho. (Jestem muzykiem i muszę dbać o mój zmysł pracujący). Ale nabrałam ochoty na długie spacery. Może wybiorę się za miasto naciąć jakaś brzózkę co  by soku na zaś nazbierać do słoiczka. Prawdę mówiąc jestem zła na to ucho, trochę mi krzyżuje plany, ale może pierwsze trzy dni warto jest spędzać na kanapie? No, pod warunkiem, że się ma pustą lodówkę, ja taką mam. Pusta. Jest tylko kilka produktów w zamrażalniku ale nie pamiętam o tym!(O Boże! Tam są pierogi...!)


Lewatywa obowiązkowo oczywiście, szczególnie w tych pierwszych dniach, dość treściwa, ale po tygodniu na warzywkach i jabłkach w sumie nie ma prawie czego czyścic. Pewnie się oczywiście jeszcze nazbiera.


Czuję się taka trochę odrealniona. Nie wiem, czy przez zatkane ucho, czy przez zmęczenie pochorobowe, czy też przez niejedzenie właśnie. Czuję się obok rzeczywistości, wydaje mi się, że wykonuję czynności mechanicznie. A prawdę mówiąc wzięło mnie na lekkie porządki domowe. I jutro planuję jeszcze bardziej!

Zaryzykowałam pójście na saunę - z tym uchem nieszczęsnym, ale pal sześc, wyobraziłam sobie, że sauna wykurza z mojego pięknego ucha to całe zapalenie! Pulsowało jak cholera, cały łeb pulsował, ale przeżyłam, może również dzięki doborowemu męskiemu towarzystwu które to wie naprawdę jak się w saunie zachować (nie plociuje nad uchem!). I przyznam się, że pociłam się dość obficie, już czuję, że coś się zmienia, skóra daje znaki. Zamierzam latać na saunę codziennie. To mnie trzyma w pionie.  


Unikam ludzi, sytuacji towarzyskich, trudno mi się tłumaczyć z niejedzenia. Albo potrzebuję samotności, nie wiem. Stwierdzam fakt.  



menzurka:
waga - 67,8
wypite - ok 2l wody
lewatywa raz!
samopoczucie - 5/10








Dzień 1

Zaczynam.

Wkraczam w głodówkę z pochorobowym zapaleniem ucha. Boli jak diabli, zatkane jest, ale mam nadzieję, że mi głód wyżre te boleści i gile jeszcze zalegające. Nie znoszę być chora, rzadko to robię.

Wodę pije się dobrze. Zaspokaja potrzebę wkładanie czegoś do ust.  Cały dzień z brakiem jedzenia nie miałam problemu. Palić mi się nie chce, kawy mi się nie chce. Myślę, że to kwestia dobrego przygotowania głowy i ciała. Jestem tak podjarana tym głodowaniem, tak go oczekiwałam, tak długo się nastawiałam na to i tak tego potrzebuję, że przeżywam co w rodzaju euforii. 

Niestety wieczór przynosi olbrzymią gastrofazę, dziwną, rzadko odczuwaną chęć fastfoodów, makdonaldów, kebabów, śledzi, surowego mięsa! Nie wiem skąd takie myśli natrętne, nie jestem fanką takich jedzeń ale znam ich smak. Przeglądam więc strony z przepisami na moskaliki, piklingi, rolmopsy, słucham piosenki Herring Horde. ;) 







Burczenie w brzuchu i natrętne myśli o śledziu trwają około dwóch godzin - przed snem wszystko przechodzi. Zasypiam spokojnie acz z bólem ucha. 


menzurka:
waga - 69,3
wypite - 2l
samopoczucie - dobre

Przygotowanie

Tydzień przed rozpoczęciem głodówki Należy się przygotować. 




Przeszłam na dietę składającą się z gotowanych warzyw, picia bulionu spod tych warzyw, do tego jabłka ile wlezie, czasami cytrusy ale prawdę mówiąc one mi nie bardzo pasowały, coś mi gdzieś podpowiadało, że to owoce nie z tego miejsca w którym żyję.  


Jestem totalnie nałogowym palaczem. Palę półtorej paczki dziennie. Niesamowite jest to, że sama myśl o głodówce pozwoliła mi rzucić palenie. A może to była kwestia zmiany diety na te buliony i rezygnacja już wtedy z soli, kawy? A rezygnacja z kawy swoją drogą to również mały sukces. Nigdy nie myślałam o rzucaniu palenia. Raz tylko udało się - na miesiąc. I było w tym coś sztucznego, banalność sytuacji polegała na tym, i dzisiaj śmiać mi się z tego chce, że robiłam to dla kogoś. Kogoś już nie było - wróciło palenie. 
A teraz czuję, że mną rozporządza moja wola. I to rzucenie palenia na skutek przygotowywania się do głodówki naprawdę jest dla mnie zjawiskowe!


Lewatywa - rzecz konieczna. Wraz z wdrożeniem diety przygotowawczej wprowadziłam lewatywy. Nie codziennie, co drugi dzień. Na razie dopiero się rozkręcamy więc bez przesady. 
Myśl o lewatywie z soku cytrynowego czy z kawy odrzuca mnie. Czuje, że woda "o temperaturze świeżo wydojonego mleka" to rzecz do tego celu w sam raz. 


Do picia już teraz, w czasie przygotowania, tylko woda. Ja gotuję sobie kranówkę. Nie bardzo ufam wodom mineralnym z plastikowych butelek i nie bardzo ufam w ich czysty skład. W ziemi pływają różne rzeczy, w rurach pływają różne rzeczy. ;) Człowiek nie jest w stanie tak naprawdę ocenić która woda jest dobra i nie jest w stanie uniknąć zupełnie jakich tam zanieczyszczeń. Jak nie przez wodę to pewnie w powietrzu lata. A czyste HOH również nie służy, rzecz kompletnie nienaturalna dla człowieka. 


I tak przygotowani wkraczamy w trudny czas początku głodówki....



Początek

Pomysł przyszedł z powietrza. Przyszedł a potem chodził za mną krok w krok. I sama nie wiem czemu poszłam na to.

Potrzebuję oczyszczenia różnych stron. Środka, zewnętrza, ciała, myśli, świadomości. Nie chcę popadać w niuejdże jakieś. Nie jestem związana mocna chyba z żadnym światopoglądem, żadnego nie propaguję, nic nie narzucam. Acz nie mogę zaprzeczyć, że głodówka ma w sobie coś więcej niż oczyszczenie organizmu z toksyn. Czuję, że zionie ona jakąś bliżej nieokreśloną spuścizną sprzed tysięcy lat. Czuję w kosciach.


Jestem kobietą. Głodówke chciałam zgrać nie tylko z porą roku, fazą księżyca ale również musiałam dostosować się do mojego własnego cyklu. Poszłam więc na kompromisy. Ostatecznie rzecz prezentuje się tak:



POCZĄTEK:
3 marca: 3 dzień po pierwszym dniu babskiego cyklu (zaczecie głodówki w pierwszy dzień byłoby zbyt wyczerpujące)

8 marca: PEŁNIA - mam nadzieję, że to będzie czas pierwszego przełomu kwasicznego z którym  zacznie się prawdziwe oczyszczanie wraz z malejącym księżycem.

22 marca: NÓW - i to powinna być okolica drugiego przełomu kwasicznego, postaram się pociągnąc jeszcze tydzień, acz mam zawór bezpieczeństwa taki, że jesli bardzo będę chciała skończyć już głodować to dzień 22 marca to koniec 3 tygodnia głodówki - również całkiem dogodny czas na koniec.

30 marca: PIERWSZA KWADRA - ostatni dzień głodówki, przygotowanie do wychodzenia z głodówki które najpewniej będzie trwało do następnej pełni.
KONIEC



Polecam poczytać Małachowa. Bez teoretycznego przygotowania ani rusz!